Lato jest takie ekspansywne, ciągle dzień i wypada się nim cieszyć. Jesień pozwala zwolnić, daje prawo zaszycia się w ciepłym kącie z książką i herbatą. Lato jest wymagające, jak bal, na którym obowiązkowo trzeba się dobrze bawić. Jesień jest tolerancyjna.*
Jeszcze deszcz jesienny nie dzwoni o szyby jak u Staffa, ale wystarczy jeden smętny, wichrowy i ponury wieczór, gdy zaczyna się powoli zmierzchać, aby w jednej chwili poczuć, że “idzie anonim, terror, armia czerwona”. To z Zagajewskiego. Znów “zabłysną zimne bagnety jesieni.”
Obserwując rano mojego pręgowanego kocura, jak przeciąga się beztrosko w słońcu, a potem niespiesznym krokiem oddala w stronę otoczonego tatarakiem stawu w ogrodzie sąsiadów, po prostu mu zazdroszczę. Jakie fajne życie!
Trudno jest określić, jak właściwie wygląda zieleń metalowych krzeseł i foteli w paryskim Ogrodzie Luksemburskim. Czy jest jak miętowy napój mleczny, trochę mentolowy i lekko kwaskowaty? Fotele są okazałe, szerokie i mają wygięte do tyłu oparcie. Choć wykonane z aluminium, wyglądają jak obietnica słodkiego próżnowania farniente, a być może też drzemki.
Dziwne to czasy, w jakich przyszło nam żyć… Bez względu na to, czy temu zaprzeczamy czy nie, zawsze będziemy pamiętać rok 2020.
21 marca: początek wiosny, ekwinokcjum. Wypatrujemy najmniejszych oznak dłuższych dni. Rok zaczyna pędzić przed siebie, a wszystko wokoło nabiera tempa. Podążamy w kierunku lata.
W moim życiu były trzy koty: czarny Bazyli, cętkowana Katty i jej doppelgänger, jeszcze bardziej cętkowany Chester. Bazylka i Katty już nie ma, jest za to Chester. Pamiętam, jak kiedyś z pewnej zabawnej pomyłki (tato się przejęzyczył i zamiast „ball pen” wyszło mu „ben pol”) rozkręciła się historyjka, w której głównymi bohaterami, oprócz wymienionego już Ben Pola miał być między innymi Ser Czester. Sir Chester. …
2019 był, delikatnie mówiąc, po prostu “odjechany”. Nie tylko dla mnie, mąż przy okazji też nieźle dostał w kość.
Święta nie są moją mocną stroną. W Polsce przez całe lata z przyjemnością oddawałam się co roku świątecznym przyjemnościom i kulinarnej gorączce przygotowań. Nawet mieszkając we Francji, co roku pakowałam walizki, ciesząc się na ten urokliwy czas spędzony z najbliższymi. Potem przyszły inne czasy i tych polskich świąt było coraz mniej, aż w końcu całkiem znikły z mojego kalendarza.
Wszyscy mamy jakąś przeszłość. Tyle że nie zawsze wraca ona do nas niczym bumerang prosto w szczękę.